
Przybyli znikąd.
Pantera i lis.
Jedno przy drugim, krok w krok podążający razem.
Ich przybycie było zwyczajne.
Nie towarzyszła im burza, nietypowe ustawienie planet czy pojawienie się nowej konstelacji.
Przybyli w nocy i zostali od razu przyjęci w zwierzęce szeregi, chociaż z natury ze zwierzętami mieli niewiele.
Jednak niektórzy wiedzieli więcej.
Za postacią lisa stała ruda, wesoła kobieta o aparycji nastolatki.
Za rogatą panterą objawiał się piekielny pomiot niższej rangi, zrodzony z inkuba i ludzkiej kobiety.
Kocia postać była osobliwa sama w sobie. Kulejący chód, mechanicznie poruszająca się łapa. Łeb o potężnej budowie przyzdobiony dwoma długimi, prostymi, pokrytymi wieloma rowkami rogami, obok których zaraz znajdowały się nietoperze uszy. Spośród czerni pyska wybijała się jasnozielona barwa oczu, z czego prawe zasnute było mgłą i na wpół niewidome, a drugie w porównaniu z nim biło blaskiem i kolorem czystej, toksycznej zieleni. W postaci kota tylko te oczy były barwne - cała sierść miała czarny, węglowy odcień, bez jednego jaśniejszego włosa.

1; 2; 3; 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz