Powstanie Stada Śmierci

SŚ – Stado Śmierci
HOTN – Herd Of The Night
HOT Fire – Herd Of The Fire
HOTD – Herd Of The Dreams



Historia HOTN


Kiedyś we wspaniałym stadzie żyła wraz z ogierem i resztą stada klacz  Amisa.
Stado Galopujący Wiatr <*>, r. 2004.
Amisa nie była tam nikim wielkim, była przywódczynią szpiegów, ponieważ w jej żyłach płynęła prawdziwa lisia krew...
Jak to się stało?
Nikt nie wie, i chyba się nie dowie, ale dawno temu, jedna z klaczy tego rodu została pokryta przez wilka, który był owocem nielegalnego połączenia lisa z wilkiem.
W każdym razie, Amisa, żyjąc wraz ze swoim ogierem, którego imienia nie pamiętam, zaszła w ciążę.
Długo wcześniej się o to starali, ale udało się dopiero teraz.
Jednak radość nie trwała wiecznie.
Już po jakimś czasie, we śnie zaczęła jej się ukazywać jej przeklęta babcia, która była panią śmierci, i niedługo miała umrzeć, ponieważ na jej miejsce miała pojawić się nowa, godna Pani Śmierci.
Gdy nadszedł TEN dzień, klacz urodziła pierwsze źrebię, było słabe, szansa jego życia była niewielka.
Po niespełna godzinie urodziło się drugie maleństwo, w pełni zdrowe, i pełne życia.
Klacz miała urodzić jeszcze jedno źrebię, co uznał medyk stada, więc czekała.
Zdrowe, i żwawe źrebię, nazwała Potas, ponieważ był to ogier.
Drugie zaś, podtrzymując łbem, ponieważ nie umiało samo ustać nazwała...
Już miała wypowiedzieć jego imię, gdy nagle rozpętała się wielka burza.
Klacz nagle się spociła, zawołano medyka.
To miało być ostatnie źrebię.
Po długiej męce udało się uratować młode, które od razu stanęło na nogi.
Podczas tego porodu, matka zmarła, a jej pierwsze źrebię było na granicy.
Po chwili burza ustała, Glola leżała bez ruchu i tylko postękiwała.
Czarny źrebak, przy którego porodzie zmarła klacz, podszedł do małego stworzonka i odezwał się potężnym głosem. " Powstań siostro, Ty musisz żyć".
Gdy źrebiątko otworzyło oczy i stanęło na równych nogach, ojciec, cały we łzach stanął dęba, i rzucił się na czarną zmorę.
Jednak młoda klacz spojrzała mu tylko w oczy, i ogier zdążył powiedzieć tylko jedno słowo - Wandessa!
Rodzeństwem zajęły się opiekunki stada, którym nie wyjaśniono przyczyn śmierci rodziców źrebaków.
Glola wielokrotnie widziała dziwne zachowania siostry, ta znikała na całe dnie, i pojawiała się wieczorem z kopytami umazanymi krwią.
Poza tym, zwierzęta dożyły w dobrych warunkach do wieku nastoletniego.
Raz, klaczka widziała, jak Wandessa niosła w pysku zabitego zająca...
Całego we krwi...
To znaczy miały jakiś rok gdy --" Galopujący wiatr, umarł "-- a inaczej mówiąc...
Tego dnia, do południa wszystko było na swoim miejscu.
Rano pobudka, Wandessa znika, potem pasza, potem zabawa, potem wyprawa nad wodę.
I tu się zaczęło...
Glola, wraz z Potasem szli brzegiem rzeki.
-Brr! ale zimna ta woda co?- zaczął Potas zanurzając kopyto
-No, a nie uważasz że jesteśmy za daleko od reszty stada?- zupełnie nie zainteresowana Glola już chciała iść w stronę grupy gdy brat odepchnął ją
-Czemu, co? Wanna (bo tak ją nazywali) to se może znikać, a my niby czemu nie?
-hmm no dobra - zaśmiała się, po czym wrzuciła brata do lodowatej wody, i zaczęła uciekać.
Bawili się tak dobre parę godzin, gdy Glola nastroszyła uszy i stanęła bez ruchu, a był to moment gry w berka, więc Potas wpadł na nią i oboje przeturlali się kila metrów.
- Słyszałam krzyk Lory!- klacz wyraźnie zaniepokojona zaczęła nasłuchiwać głosu przyjaciółki
- No dobra, wracajmy, ale jestem pewna że po prostu się boisz przegranej - droczył się ogierek.
Jednak po namowie, obydwoje postępowali w stronę stada.
Tam, jak się okazało było pusto, żadnych koni.
-Gdzie oni wszyscy są?- zapytała Glola.
Jej brat też nie miał pojęcia, więc sierotki poszły w stronę sadzawki na wodę, gdzie zazwyczaj było pełno koni.
Potas, zgrywając bohatera podkłusował "korzystając z braku korków" jak to ujął, do jeziorka, i napił się wody.
-Chodź! Jest pyszna! taka zimna, no chodź!- powiedział uśmiechając się wesoło, i podkłusował do siostry gdy nagle stanął, i zachwiał się, z pyska poleciało mu kilka strumyczków krwi. Siostra nawoływała go, ale usłyszała tylko "uciekajjj...", bo po tych słowach ciało brata bezwładnie osunęło się na trawę.
Klacz rzuciła się w ucieczkę.
Biegła cwałem, kilka razy mało się nie przewracając, w las, tu widziała ciała jej przyjaciół, którzy najwyraźniej też chcieli znaleźć tu schronienie.
Przerażona coraz wyraźniej słyszała nawoływania ludzi, biegnących w jej stronę.
Nagle... ślepy zaułek.
Drzewa, tworzyły dokładny parasol, nie mogła przejść.
ludzie byli już coraz bliżej.
Teraz widziała ich dokładnie, trzech facetów w mundurach, patrzyło na nią jak na łup.
Zacisnęła mocno oczy, trzęsąc się, była gotowa na strzał.
Widziała lufę, które celowała w jej brzuch.
Nagle gdzieś z boku dobiegła wielka biała klacz, jej opiekunka!
Stanęła przed wyrostkiem szczerząc się do wroga.
Glola była już taka pełna nadziei...
Ale cóż jakaś klacz?
Już po chwili leżała na ziemi wijąc się.
I znów to samo.
Znów była gotowa na strzał.
dobiegło jeszcze ok. 5 ludzi.
Gdy nagle zdało się słyszeć jakiś ogłuszający śpiew.
do kółka jakie tworzyli ludzie weszła kara klacz, każdy jej krok, sprawiał że kwiaty więdły, łeb miała we krwi, szła, i każdemu z kolei patrzyła w oczy, a oni padali martwi.
W tej chwili, zdało by się że czas stracił bieg...
słodka muzyka, i ciemność która pochłaniała każdego kto na nią spojrzał, była piękna, i przerażająca...
Glola usłyszała tylko słowa... "Nie Twoja kolej, Ty musisz żyć."
Niewiadomo kiedy nadbiegły wilki, ale ta słodka muzyka...
Po jakimś czasie obudziła się, wśród martwych ciał, i zdała sobie sprawę, że straciła wszystko...
Wokół kręciły się wilki i sępy wyjadając resztki martwych zwierząt.
-Witaj- Nagle zauważyła uśmiechniętą się na całą szerokość wilczycę.
-My tu przyszłyśmy no bo wiesz, ratować trzeba, a jedzenia to tu też nie zabraknie, a ty to chyba chora czy co? i ciekawa jestem czemu Ciebie ominęli, i  żyjesz, a ta woda w strumyku bardzo dobra- Mówiła jak najęta, Glola i tak większości nie rozumiała.
Podeszła do nich wielka, czarna wilczyca.
-Witaj Glolu, Masz niezwykłą siostrę, powiedziała nam wszystko, chcę byś zamieszkała z nami, a to będzie Twoja towarzyszka, bo my tu wszystko robimy w parach, polujemy, bawimy się... Więc to Indianinka-
Wielka wilczyca odeszła, a Indianinka znowu zaczęła coś mówić.

              ***


Ten czas, był dla Gloli chyba najlepszym, była z wilkami jak z rodziną.
Po pewnym czasie, wszystko zaczęło wysychać, jedzenia było coraz mniej.
Rośliny pousychały, nie było ani jednego zielonego listka czy źdźbła trawy. Co krok spotykało się szczątki zwierząt, lub wilki walczące o strzępek skóry. Po jakimś czasie, stara Alpha zdechła...

Wtem nadszedł dzień w którym nowa Alfa zwołała wszystkie wilki na polanę. Alfa była mniej wychudzona, była w lepszym stanie.
- Panuje głód. --Syknęła w stronę watahy.
--Nie przeżyjemy tak jak dotychczas, ale nie wyniesiemy się z tych terenów. Wilki są nam potrzebne, niektóre wilczyce też. Ale szczenięta i wiele ich matek... Co tydzień będę wydawać na pożarcie dwie wilczyce, lub szczenięta. Dziś będzie to Katsu i Rege.-
Wygłodniałe wilki wypchnęły dwie wychudzone wilczyce na przód.
Glola widziała jak małe wilczki jednej skomląc rozpaczliwie  powstrzymywane przez ojca wyrywały się do mamy, i widziałam też młode wczepione w futerko drugiej z wybrannic.
-Nie możesz!- krzyknęła wychodząc na przód.
- A co Ty możesz?- zaśmiała się okrutnie.- Jesteś tylko chodzącym stekiem, i nie wiem czemu jeszcze żyjesz... Chyba dodamy sobie jeszcze koninkę do uczty- zaśmiała się
Glola widząc złaknione łupu wilki uciekła, kopiąc i gryząc te, które chciały się do niej dobrać.
- Glola! Czekaj!- Krzyknęła Indianinka, już chciała biec za nią, ale pisnęła tylko, bo ktoś ugryzł ją w łapę, i nie pozwolił odbiec.
Słyszała pisk małego szczeniaczka - NIEE!! Zostawcie ją!!-... cieszyła się że odeszła.
Biegła długo, samotnie, robiąc przerwy na jedzenie i sen.
Tu gdzie teraz była, pola pełne były soczystej trawy.
Spotkała tu i uwdzie jakieś zwierzaki, zaprzyjaźniła się, ale wciąż szła naprzód... właściwie bez celu.
Pewnego dnia, zauważyła wielkiego, starego wilka, trzymającego w łapie tabliczkę 'Oddam...'
- Co oddasz?- zapytała podchodząc bliżej
- No jak to co? Wielkie tereny, od tych jezior, aż po tamte skały, odziedziczyłem je po dziadku, wiele bitw wygrałem o nie, a teraz jestem stary, a że brak potomstwa chcę je oddać.-
- Ale na co komu ziemia??- Zapytała Glola nie rozumiejąc go do końca
- Ty to mało kumata jesteś, Tu można założyć stado, stado które przetrwa wieki! nigdy nikogo nie złapie tu susza, ludzie nie mają tu dostępu, tylko trzeba pilnować ognia, który chroni całe stado.- Widząc chęci klaczy szybko zdusił jej chęć- Ale nie dam Tego stada byle komu. To musi być jakiś bóg! Ja mam źródła, moja zaprzyjaźniona bogini zna imiona wszystkich bogów i bogiń. Jeśli taką jesteś, to mów śmiało jak Ci na imię, ale za kłamstwo śmierć.-
Klacz nie zastanawiała się długo, szybko palnęła-
-Jestem Wandessa. Wandessa, Pani śmierci.-
Wilk zdumiał się, zamknął oczy, a gdy je otworzył krzyknął
- Więc Witaj Wandesso, Pani Śmierci, w Twoim stadzie, Twoim najpiękniejszym stadzie- W STADZIE ŚMIERCI! -
-Wtedy zewsząd wyleciały elfy, i uciekły, niebo pociemniało, a wilk rozpłynął się...
"To Twój obowiązek."
Klacz nie wiedziała co robić, miała stado, tylko... no co ona miałaby zrobić z takim stadem??
Już po jakimś czasie elfy rozniosły tę wieść po całej krainie, o nowym, stadzie, które ma przetrwać wieki, Glola posłała elfy po jej przyjaciół, więc stado miało kilka członków - Dreamy, Razora, Lily(Revie), Feniksa(Revie xD) i jeszcze kilku tam...
Aż wieść doszła do Wandessy, która zjawiła się niczym piorun, zrobiła Gloli awanturę, no ale cóż robić przejęła stado.
I udało się...
SŚ... Stado Śmierci, było najpiękniejszym stadem jakie widziałam.
Podczas panowania Wandessy, rosło z dnia na dzień.
W momencie legalizacji bloga, w tedy miało ok. 50 osób, zmieniło nazwę na HOTN, gdzie nadal rosło.
Stada miało pilnować kilkudziesięciu wybrańców, wygrali z ludźmi, wygrali z elfami zmieniającymi postacie, ale walkę ze smokami przerwali.
Smoki przez jakiś czas szydziły z nich, i szykowały się do ataku, ale wybrańcy nic nie robili, żadnych notek o tym, żyli jakby nigdy nic.
Więc do tego doszło.
W czasie gdy powinni pokonać gryfy, nie pokonali jeszcze smoków, więc Wandessa która była pogrążana przez tych właśnie wrogów, musiała kapitulować, i zawiesić stado.
W regulaminie tej misji, nie mogła przypominać wybrańcom, którzy dostali moce, o ich misji. A oni sami o niej zapomnieli.
W zamian za to, że stado żyło bez walki ok. 3 miesiące. Wandessa na zawsze została zamknięta w komnacie cierpień. Nieśmiertelny koń, już nigdy nie zobaczy swojego stada.
Ale bądźmy jej wdzięczni, w końcu to dzięki niej żyjemy.


Po pewnym czasie wybrańcy znów zostali powołani, niektóre osoby się zmieniły. Prowadziła ich Magika, która okazała się zdrajczynią. Jednak dzięki wytrwałości stada, udało się uratować przywódczynię. Misja ta została opisana w cyklu "Wybrańcy, obrońcy stada".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu